Porażka Blackhawks w meczu na własnym lodowisku z Canadiens

W meczu rozegranym minionej nocy w United Center, Chicago Blackhawks przegrali z Montreal Canadiens 2:3 (0:0, 2:2, 0:1). Bramki dla gospodarzy strzelili: Sam Rinzel (Teuvo Teravainen, Frank Nazar) oraz Connor Bedard (Frank Nazar, Teuvo Teravainen – w przewadze). Bramki dla gości strzelili: Cole Caufield (Zachary Bolduc, Nick Suzuki – w przewadze), Zachary Bolduc (Cole Caufield, Nick Suzuki – w przewadze) oraz Kaiden Guhle (Nick Suzuki, Lane Hutson).

Po raz trzeci z rzędu, na początku sezonu 2025–26, Chicago Blackhawks remisowali 2:2 po pierwszych 40 minutach gry. I po raz trzeci z rzędu Blackhawks nie zdołali dobrze zakończyć swojej pracy w końcówce meczu. Sobotnia porażka 2:3 z Montreal Canadiens w meczu otwarcia sezonu w United Center, oznacza już trzy kolejne przegrane Chicago na rozpoczęcie nowej kampanii. Po raz kolejny mecz rozstrzygnął się w samej końcówce, ale to Habs wznieśli się na wysokość zadania. Kaiden Guhle zdobył zwycięskiego gola na zaledwie 15 sekund przed końcem trzeciej tercji, uciszając głośnych kibiców Blackhawks obecnych na trybunach UC.

Kibice mieli mnóstwo powodów do ekscytacji przez 59 minut i 45 sekund poprzedzających zwycięskiego gola Guhle’a, ponieważ sobotni mecz dostarczył po trosze wszystkiego. Pojedynek „cios za cios” z wymianą bramek między obiema drużynami, kilka obiecujących momentów w wykonaniu kluczowych młodych graczy oraz niezliczone przepychanki po gwizdku. Blackhawks i Canadiens razem uzbierali tej nocy 56 minut kar, a druga tercja była jedną z najbardziej chaotycznych odsłon w ostatnim czasie.

Pierwsze zwycięstwo nowego trenera Jeffa Blashilla byłoby idealnym zwieńczeniem wyjątkowo emocjonującego meczu otwarcia na własnym lodzie, ale młodzi Blackhawks wciąż nie znaleźli tego instynktu zabójcy, który potrzebny jest do zamykania wyrównanych spotkań. Oto kluczowe statystyki, wnioski i najważniejsze momenty z pechowej porażki Blackhawks w ich pierwszym meczu w United Center.

Ręce precz od ławki kar

Przede wszystkim brak dyscypliny Blackhawks w starciu z Canadiens odegrał kluczową rolę w tym, że drużyna nie zdołała odnieść zwycięstwa. Ekipa Blashilla zebrała tej nocy 14 kar, z czego 10 doprowadziło do okazji w przewadze dla gości. Obie pierwsze bramki Habs w meczu padły właśnie w power playu.

Formacja penalty kill Blackhawks w rzeczywistości wykonała dość solidną robotę, utrzymując zespół przy życiu mimo wszystkich przewinień. Udało im się obronić 8 z 10 gier w osłabieniu i nie dopuścili do zbyt wielu sytuacji wysokiego zagrożenia, oczywiście poza tymi dwiema bramkami. Ale złe rzeczy muszą się zdarzyć, kiedy kary są zbierane w takim tempie, a Montreal zrobił wystarczająco dużo, by zrobić różnicę w końcowym wyniku.

Gdyby to był tylko jednorazowy problem, można by uznać to za drobnostkę i przejść nad tym do porządku dziennego. Jednak Hawks grali w osłabieniu aż pięciokrotnie w czwartkowej porażce po dogrywce z Boston Bruins, co oznacza, że popełnili aż 15 mniejszych kar w ciągu ostatnich około 122 minut gry. I to nie tylko młodzi zawodnicy, bez dużego doświadczenia w NHL, trafiali na ławkę kar. Sam Lafferty i Connor Murphy, czyli dwaj weterani w składzie, byli odsyłani do boksu kar dwukrotnie w pojedynku z Habs. Ryan Donato i Matt Grzelcyk także złapali kary w tym meczu. Choć Blackhawks chcą grać z większą intensywnością i być drużyną waleczną, istnieje cienka granica między tym a nonszalancją, którą zaprezentowali podczas sobotniego meczu. Nie można oddawać rywalowi dziesięciu okazji do gry w przewadze i oczekiwać zwycięstwa. Choć z drugiej strony, patrząc mocno subiektywnie, kilka z tych kar było mocno naciąganych.

Pierwszy gol Rinzela w NHL

Sam Rinzel miał trudny występ w meczu otwarcia sezonu przeciwko Florida Panthers, ale zareagował bardzo dobrze w kolejnym spotkaniu przeciwko Bostonowi. Rinzel miał znakomitą okazję, by zdobyć swojego pierwszego gola w NHL w TD Garden, ale Joonas Korpisalo, jak to robił przez cały tamten wieczór w kluczowych momentach — popisał się świetną interwencją.

21-letni, szybki obrońca nie musiał długo czekać na tego długo wyczekiwanego pierwszego gola, ponieważ zdobył piękną bramkę w drugiej tercji meczu z Montrealem, doprowadzając do remisu 1:1.

Po raz drugi w trzech meczach, Rinzel liderował wśród obrońców Blackhawks pod względem czasu gry, notując 25:58 minut na lodzie. Oprócz gola zaliczył także trzy zablokowane strzały i nie popełnił żadnego błędu przy rozegraniu krążka. To była ogromna poprawa w porównaniu z jego występem przeciwko Florydzie, gdzie miał pięć strat i wyglądał niepewnie za każdym razem, gdy dotykał krążka. Rinzel wyglądał zdecydowanie lepiej w roli obrońcy z pierwszej pary w ostatnich dwóch meczach i miejmy nadzieję, że tak to będzie wyglądało dalej.

Bedard i Nazar wciąż punktują

Dwa największe jasne punkty w ostatnich trzech porażkach Blackhawks to fakt, że Connor Bedard i Frank Nazar wciąż robią postępy. Obaj zawodnicy byli widoczni w dwóch pierwszych spotkaniach i ponownie odegrali kluczową rolę w tym meczu.

Nazar zaliczył asystę przy golu Rinzela w drugiej tercji, co przedłużyło jego serię punktową od początku sezonu do trzech meczów. Później w tej samej tercji Blackhawks zdobyli bramkę w przewadze, kiedy strzał Nazara z tercji ofensywnej odbił się od Bedarda, stojącego przed bramką Canadiens i wpadł za plecy bramkarza Sama Montembeault, doprowadzając do remisu 2:2.

Bedard ma teraz dwa gole i jedną asystę po trzech pierwszych meczach, natomiast dwie asysty Nazara w sobotę dają mu pięć punktów, co jest najlepszym wynikiem w drużynie. Nazar ma już dwa mecze wielopunktowe na początku swojego pierwszego pełnego sezonu w NHL.

Bedard i Nazar nie tylko przewodzili w ofensywie, ale obaj byli też zaangażowani w liczne przepychanki, które wybuchały przeciwko Canadiens. Dwóch ofensywnie nastawionych, niskich napastników, którzy nie boją się walczyć z „dużymi chłopakami” — to z pewnością pomoże w budowie nowej kultury w Chicago.

Levshunov poza składem

Ciekawy obrót wydarzeń miał miejsce podczas porannego rozjazdu. Artyom Levshunov brał udział w ćwiczeniach formacji obronnej w United Center w sobotni poranek, jeżdżąc w swojej zwykłej drugiej parze obrońców obok Wyatta Kaisera. Ale pozostał na lodzie długo po zakończeniu sesji, co zazwyczaj zwiastuje, że zawodnik zostanie odsunięty od gry jako „healthy scratch”.

19-letni obrońca okazał się tym, który wypadł ze składu defensywy Blackhawks w domowym otwarciu sezonu. Co ciekawe, nie został też przedstawiony przez klub podczas corocznego wydarzenia „czerwony dywan” poprzedzającego mecz. Później ogłoszono jego nazwisko wraz z resztą składu NHL podczas prezentacji graczy, ale mimo to był to nieco dziwny rozwój wydarzeń.

Levshunov miał nierówny początek swojej zawodowej kariery, ale wciąż jest bardzo młodym i w pewnym stopniu surowym prospektem. Trzeba mieć tego świadomość, że będzie popełniał błędy i będzie się cały czas uczył tej ligi. Jedna z takich sytuacji miała miejsce w meczu przeciwko Bruins, kiedy Levshunov popełnił faul w końcówce trzeciej tercji i najwyraźniej przestał grać przed jego odgwizdaniem, co doprowadziło do groźnej sytuacji dla Bostonu. To tego typu błędy, które są niedopuszczalne, najprawdopodobniej doprowadziły do jego absencji w sobotnim meczu.

Blashill odniósł się do sytuacji Levshunova po spotkaniu: „To nic złego, że opuścisz kilka meczów. To również część rozwoju. Rozwój polega na tym, że po prostu grasz i stajesz się lepszy. Uczenie się, jak robić rzeczy w określony sposób, to tego element. Najlepszym miejscem dla Artyoma jest teraz bycie z nami w NHL. Zagra w wielu meczach, ale będą też takie, w których nie zagra. To po prostu rzeczywistość. Ale moim zdaniem to naprawdę nic wielkiego — to część procesu rozwoju wielu zawodników.”

Perfekcyjna organizacja wieczoru

Sobotnie wydarzenia poprzedzające mecz otwarcia przypomniały, jak wspaniale zorganizowaną organizacją są Blackhawks. Od czerwonego dywanu, przez ponad 50 byłych zawodników zaproszonych do United Center na obchody stulecia istnienia klubu, po Pata Foleya prowadzącego ceremonię przedmeczową — wszystko zostało zorganizowane z ogromną klasą. Nie wspominając już o legendarnym Jimie Cornelisonie, który zaśpiewał hymn USA, tak, jak nikt inny tego nie potrafi.

Eddie Olczyk, Jeremy Roenick, Tony Amonte i Corey Crawford to tylko kilku z byłych Blackhawks obecnych tego wieczoru. Choć nie zobaczyli zwycięstwa z Montrealem, wciąż był to niezwykle ciepły i wzruszający wieczór w „Madhouse on Madison”. 100-letnia historia organizacji Blackhawks została doskonale zaprezentowana oraz właściwie uhonorowana podczas meczu otwarcia sezonu i było niesamowitym zobaczyć, jak perfekcyjnie wszystko zostało zorganizowane, by uczynić ten wieczór naprawdę wyjątkowym.

Następny mecz

Blackhawks wracają do gry w nocy z poniedziałku na wtorek, gdy w United Center ich rywalem będą Utah Mammoth. Mecz rozpocznie się o godzinie 02:30 w nocy czasu polskiego.

Skład Blackhawks i statystyki zawodników w meczu z Canadiens

Poprzedni wpis
Czy Colton Dach może być idealnym dodatkiem do linii ataku Connora Bedarda?
Następny wpis
Chicago Blackhawks vs Utah Mammoth – zapowiedź meczu