Pięciu najbardziej niedocenianych graczy Blackhawks ery Pucharów Stanleya

Okres offseason to przede wszystkim analizy ruchów transferowych, weryfikowanie potencjału prospektów, rozważania nad tym jak mogą Blackhawks prezentować się w nadchodzącej kampanii i jaką taktykę może planować nowy trener drużyny z Wietrznego Miasta, Jeff Blashill. Ponieważ czasami trzeba oderwać się od rzeczywistości, warto też spojrzeć wstecz i powspominać.  Zwłaszcza, że w tym roku Chicago Blackhawks obchodzą stulecie swojego istnienia, co daje mnóstwo szans do zbadania jednej z najbardziej utytułowanych franczyz w hokeju.

Złota Era tej organizacji to oczywiście lata 2010-15, kiedy to Blackhawks zdobyli trzy Puchary Stanleya w ciągu sześciu sezonów. Ówczesne składy drużyny były wypełnione wielkimi zawodnikami, członkami Hall of Fame. Marián Hossa i Duncan Keith już tam się znaleźli i bez wątpienia dołączą do nich Brent Seabrook, Patrick Kane oraz Jonathan Toews. Te zespoły miały także doskonałych zawodników drugoplanowych, takich jak Patrick Sharp, Andrew Shaw i Niklas Hjalmarsson.  Z tak wieloma utalentowanymi zawodnikami w tych trzech mistrzowskich ekipach, łatwo było zgubić się w tłumie. Spoglądając wstecz można również znaleźć graczy, którzy byli wówczas niedoceniani, a jednak w sposób znaczący wpływali na drużynę. Taką piątkę prezentujemy poniżej…

Numer 5 – Brad Richards

Brad Richards nie był w Chicago długo. Podpisał kontrakt z Blackhawks latem 2014 roku i natychmiast przejął rolę środkowego drugiej formacji ataku. Zbudował doskonałą chemię z Patrickiem Kanem, z którym tworzył wręcz nieodłączną parę. Do tej dwójki  najczęściej dołączał Kris Versteeg, czasem też Patrick Sharp. Richards zaliczył 12 goli i 37 punktów w 76 meczach sezonu regularnego. Podkręcił jeszcze swoje statystyki, zdobywając 3 gole i 14 punktów w 23 meczach fazy play-off. Pod względem przebywania na lodzie w równych składach był na piątym miejscu wśród napastników. Do wspomnianej wcześniej nieodłącznej pary dołączył Bryan Bickell, który grał na lewym skrzydle przez większość meczów o Puchar Stanleya 2015. Ta linia ataku była wręcz zabójcza dla przeciwników. Brad wypełniał rolę środkowego drugiej linii ataku przez cały sezon, co było znaczące, gdyż poprzednich w latach na tej pozycji była bardzo duża rotacja. Wniósł duże doświadczenie do już tak imponującej swoim składem szatni. Richards był idealnym dopasowaniem dla zespołu z lat 2014-15.

Numer 4 – Michal Rozsival

Blackhawks podpisali kontrakt z Michalem Rozsivalem tuż przed lockoutem 2012 roku. Ten weteran został sprowadzony po to, aby wzmocnić linię defensywną drużyny. Pozyskanie Rozsivala i Johnny’ego Oduyi we wcześniejszym trade deadline, dało Hawks elitarną głębię na niebieskiej linii. Rozsival spędził większość sezonu sparowany właśnie z Oduyą, ale spędził też trochę czasu z Keithem i Nickiem Leddy’m. To jego strzał odbity od Dave’a Bollanda i Andrew Shawa dał zwycięstwo w meczu numer 1 Finału Pucharu Stanleya przeciwko Boston Bruins. Fani zaczęli zdawać sobie sprawę z wartości Rozsivala podczas play-offów w 2015 roku. Michal doznał poważnego urazu kostki w piątym meczu drugiej rundy przeciwko Minnesota Wild, kończąc tym samym swój sezon. Po jego kontuzji, Blackhawks pozostali w katastrofalnej sytuacji w linii defensywnej. Zamiast jednego solidnego, doświadczonego gracza, byli zmuszeni wystawiać do gry słabszych zmienników: weterana Kimmo Timonena, który zmagał się z poważnymi problemami zdrowotnymi i nie był już w stanie grać na swoim dawnym, wysokim poziomie oraz trzech niedoświadczonych i mało skutecznych młodych graczy, takich jak David Rundblad, Kyle Cumiskey i Trevor van Riemsdyk. Tylko dzięki niezwykłemu, wręcz herculesowemu wysiłkowi dwóch pierwszych par obrońców, włączając w to zdobywcę Conn Smythe Trophy, czyli Duncana Keitha, Blackhawks znaleźli sposób na wygranie ich trzeciego mistrzostwa.

Numer 3 – Michal Handzus

Michal Handzus swój pierwszy pobyt w Chicago miał w 2006 roku, gdy został pozyskany z Philadelphia Flyers w zamian za Kyle’a Caldera. Zaczął świetnie, z trzema golami i ośmioma punktami w ośmiu meczach, zanim doznał kontuzji, która zakończyła jego sezon. Podpisał kontrakt z Los Angeles Kings następnego lata. Podczas trade deadline w 2013 roku, został wymieniony z powrotem do Blackhawks przez San Jose Sharks za pick czwartej rundy. Handzus wywalczył sobie miejsce na środku drugiej linii ataku, mając na skrzydłach Sharpa i Kane’a przez większość fazy play-off. Zapewniał solidną defensywną obecność, co pozwalało jego utalentowanym skrzydłowym błyszczeć w strefie ofensywnej. Odegrał dużą rolę w powrocie do gry w meczach przeciwko Detroit Red Wings w drugiej rundzie walki o Puchar Stanleya. Miał asystę na otwarciu meczu piątego. W szóstym meczu serii, Czech zdobył gola na samym początku trzeciej tercji, dzięki czemu Hawks wyrównali stan meczu. Rozciągnął swoją serię punktową do trzech meczów z asystą w meczu siódmym. Podczas gdy bramka Seabrooka w dogrywce siódmego meczu jest najbardziej pamiętana, prawda jest taka, że Blackhawks nigdy nie dostaliby się tam bez gry Handzusa.

Numer 2 – Marcus Kruger

Analizując grę Marcusa Krugera, w zasadzie można powiedzieć, że nie było w niej nic efektownego. Mimo to, wybór piątej rundy draftu 2009 roku, zdobył miejsce w dwóch największych w historii zespołach Blackhawks. Kruger i Michael Frolik stworzyli świetny defensywny duet czwartej linii ataku zespołu z 2013 roku. Byli także dwójką najlepszych graczy w grze w osłabieniu, prowadząc jednostkę, która miała 90,7% skuteczności i pozwoliła na stratę tylko siedmiu bramek w 23 meczach. Marcus był wyspecjalizowanym graczem defensywnym, którego głównym zadaniem było neutralizowanie najlepszych napastników rywali, rozpoczynającym grę w głębokiej defensywie. Mimo to wciąż potrafił zdobywać punkty. Jego rola stała się niezbędna w 2015 roku, gdy prawdziwi obrońcy byli kontuzjowani. Był tak skuteczny w obronie, że często funkcjonował na lodzie jak dodatkowy, trzeci obrońca, a nie napastnik. Jego największy moment przyszedł w drugim meczu Finału Konferencji Zachodniej, kiedy dzięki pierwszym w swojej karierze golu zdobytym w dogrywce, Blackhawks pokonali Anaheim Ducks. Podczas gdy Kruger rzadko znajdował się na liście strzelców, robił wiele rzeczy, które często pozostają niezauważone, ale są niezbędne do wygrania mistrzostwa.

Numer 1 – Corey Crawford

Wraz z upływem lat, Corey Crawford zyskiwał coraz więcej szacunku dla swoich osiągnięć w barwach Blackhawks. Ale podczas mistrzowskich sezonów 2013 i 2015 roku raczej nie był wznoszony pod niebiosa. Podczas play-offów 2013 roku w mediach i wśród kibiców w całej Ameryce Północnej dominowała opinia i powtarzana jak mantra historia, że Corey Crawford ma poważną słabość – „łapaczka” jest jego piętą Achillesową i można na nią strzelać ile wlezie. Wielu fachowców mawiało wtedy, że ktokolwiek stanąłby w bramce Blackhawks, to i tak zwycięstwo miałby w kieszeni. Fani wielokrotnie wzywali, żeby Ray Emery lub Scott Darling zaczynali mecze, podczas gdy Crawford nie robił nic innego, jak tylko wygrywał. Nawet Patrick Kane powiedział wówczas, że Crawford powinien wygrać Conn Smythe Trophy. Miał bilans w meczach 16:7, ze zdumiewającą skutecznością obron na poziomie 93,2%. Chociaż Blackhawks byli drużyną tak dominującą, że rzadko potrzebowali heroicznych interwencji bramkarza, Crawford i tak był ich „ratownikiem” w kryzysowych sytuacjach. W 2015 roku przeszedł prawdziwą próbę charakteru: został zastąpiony przez Darlinga po słabej serii przeciwko Nashville Predators, ale wrócił na lód w trakcie szóstego meczu z jeszcze większą determinacją, by stać się jednym z filarów mistrzostwa. Po powrocie Crawford odzyskał formę i pewność siebie, a jego statystyki były doskonałe: 92,4% skuteczności obron i tylko 3 gole stracone w czterech zwycięskich meczach finału przeciwko Tampa Bay. To pokazuje, że mimo wcześniejszych problemów, był kluczowy w decydującym momencie sezonu.

Poprzedni wpis
Pięciu najlepszych strzelców w historii Blackhawks
Następny wpis
TOP 10 punktujących w historii Blackhawks