W ciągu kilku najbliższych dni Chicago Blackhawks mogą bezpowrotnie stracić prawa do czterech młodych zawodników, których jeszcze niedawno uznawano za potencjalnych kandydatów do gry w NHL. Deadline 1 czerwca zbliża się nieubłaganie, a z obozu drużyny płyną sygnały, że nie wszyscy doczekają się kontraktów. W ostatnich trzech latach Kyle Davidson i jego sztab wybrali aż 30 zawodników w drafcie NHL. Część z nich już pokazała się z dobrej strony w barwach Blackhawks lub Rockford IceHogs, ale są też tacy, których rozwój wyhamował i to właśnie oni teraz stoją na rozdrożu. Czterech zawodników wydaje się być na wylocie. Są to Alex Pharand, Marcel Marcel, Victor Stjernborg oraz Milton Oscarson. Jeżeli tak się stanie to wkrótce zostaną formalnie zwolnieni z organizacji. Blackhawks stracą do nich prawa i każdy z nich będzie mógł swobodnie negocjować z innymi klubami.

Alex Pharand
Pharand, wybrany w czwartej rundzie draftu 2023, ma za sobą dobry sezon w OHL w barwach Sudbury Wolves. Środkowy, mierzący 191 cm wzrostu, zanotował 17 goli i 59 punktów w 65 meczach minionego sezonu. To solidne statystyki jak na młodego power forwarda, mimo to, jak dotąd nie pojawiły się informacje, by Blackhawks zamierzali podpisać z nim kontrakt entry-level. Eksperci oceniają, że brakuje mu dynamiki i kreatywności, by odnaleźć się w dzisiejszym szybkim hokeju NHL.

Marcel Marcel
Marcel Marcel, najgłośniejsze nazwisko draftu 2023 (dosłownie i w przenośni), wybrany w piątej rundzie, spędził ostatnie dwa sezony w Rockford IceHogs na kontrakcie AHL. Choć kibice pokochali jego imię i nazwisko, na lodzie nie zachwycił, gdyż tylko 5 goli i 13 punktów w 41 meczach to wynik poniżej oczekiwań. Wszystko wskazuje na to, że jego czas w organizacji dobiega końca.

Victor Stjernborg
Stjernborg, wybrany w 2021 roku w czwartej rundzie, od kilku sezonów występuje w SHL. W minionych rozgrywkach zanotował 9 punktów w 37 meczach. Statystyki nie powalają na kolana, choć w przeszłości uchodził za zawodnika o dużym potencjale i charakterze lidera. Wydaje się jednak, że nie zrobił wystarczającego postępu, by zasłużyć na umowę NHL. Jego gra defensywna była solidna, ale brak progresu w ofensywie zablokował jego ścieżkę wejścia do ligi.

Milton Oscarson
Ostatnim z zagrożonej czwórki jest Milton Oscarson, 22-letni napastnik z SHL, wybrany w szóstej rundzie w 2023 roku. Przy swoich 196 cm wzrostu wyróżniał się fizycznością, ale ofensywnie był mało widoczny, jego 5 goli i 11 punktów w 52 meczach minionego sezonu nie robią wrażenia. Choć warunkami fizycznymi pasuje do NHL, brakuje mu mobilności i decyzyjności, by realnie powalczyć o miejsce nawet w AHL. W jego przypadku również trudno spodziewać się propozycji kontraktu z Chicago.
Według doniesień Scotta Powersa z The Athletic, Blackhawks nie planują podpisywać umów z żadnym z tych czterech zawodników przed 1 czerwca. To oznacza, że ich czas w organizacji dobiegł końca, zanim tak naprawdę się rozpoczął. „To naturalny proces. Każda organizacja działa jak lej, szukając szeroko talentów, ale ostatecznie do NHL dociera tylko wąska grupa. Reszta hokeistów zostaje w systemie AHL, odchodzi do Europy albo kończy karierę” – komentuje były scout jednego z klubów Central Division.
Choć dla wspomnianej czwórki drzwi do NHL przez Chicago mogą się zamknąć, organizacja nadal ma się kim ekscytować. Gavin Hayes, czy też Adam Gajan, to tylko niektóre nazwiska prospektów, którzy robią coraz więcej szumu. A już w czerwcu dołączy do nich kolejna fala młodego talentu, gdy Blackhawks po raz kolejny będą wybierać wysoko w drafcie NHL 2025. Dla Kyle’a Davidsona to kolejna okazja, by uporządkować system rozwojowy i skupić się na tych, którzy mają realne szanse na odgrywanie ról w przyszłości. Czasem rezygnacja z części młodych graczy to naturalna selekcja w długim procesie odbudowy. W NHL każdy kontrakt się liczy – dosłownie. Zespoły mogą mieć na liście maksymalnie 50 aktywnych umów zawodniczych, a utrzymywanie zawodników bez przyszłości ogranicza elastyczność menedżera. W dobie przebudowy Davidson woli stawiać na jakościowy rozwój, niż na ilościowy chaos. Trzymanie nazwisk „na zapas” tylko po to, by nie dopuścić do ich odejścia, blokuje miejsca dla bardziej obiecujących graczy. Dla Pharanda, Marcela, Stjernborga i Oscarsona może to być koniec przygody z organizacją Blackhawks, ale być może też nowy początek gdzieś indziej. A dla kibiców w Chicago będzie to potwierdzenie, że kierunek, w jakim zmierza klub, to odbudowa przez selekcję i wyciąganie wniosków, a nie przez gromadzenie nazwisk.