Chicago Blackhawks – zapowiedź sezonu 2025-26

Za nami pierwszy mecz przedsezonowy Blackhawks, co znaczy, że rozpoczęcie nowych rozgrywek zbliża się wielkimi krokami. A co za tym idzie, wszyscy kibice w Chicago zastanawiają się jak one będą wyglądać w wykonaniu swoich ulubieńców. Patrząc wstecz na zeszłoroczne prognozy dotyczące drużyny z Wietrznego Miasta, wiele z nich się sprawdziło. Connor Bedard, jako debiutant, był w zasadzie tak dobry, jak zapowiadano. Pula prospektów drużyny była najlepsza w lidze. Weterani NHL, których podpisali kontrakty przed sezonem, wydawali się wystarczająco kompetentni, by pomóc organizacji w rozwoju. A jak to wygląda przed rozpoczęciem nowej kampanii? No cóż, wszyscy wiemy, że Bedsy, pomimo całego swojego talentu, nie wykonał w drugim roku swojego pobytu w NHL, skoku takiej jakości, jaki widzieliśmy u niektórych talentów pokoleniowych. Wiemy, że sytuacja prospektów nadal jest bardzo obiecująca. I niestety wiemy, że większość z tych weteranów tak naprawdę, niewiele pomogła. Nadszedł czas, aby coś w końcu ruszyło do przodu w Chicago.

Zobaczmy jak eksperci zza Oceanu oceniają perspektywy Blackhawks na najbliższy sezon:

Jak widać na powyższym zestawieniu, Blackhawks po raz kolejny zapowiadają się jako jedna z najgorszych drużyn ligi. Nie jest to zaskoczeniem po trudnym sezonie, w którym nie zrobiono oczekiwanego kroku naprzód po pracowitym offseason. Blackhawks widzą, że ich przedsezonowa prognoza spada o sześć punktów rok do roku, co nie jest idealnym kierunkiem dla drużyny próbującej wydostać się z dna tabeli NHL. Znalezienie złotego środka jest kluczem dla drużyny, która wciąż nie jest gotowa na sukcesy. Zdobycie kolejnego wysokiego wyboru w drafcie przy jednoczesnym pokazaniu realnej poprawy na lodzie to cel dla tej drużyny. Kolejny sezon przygnębiająco słabego hokeja mógłby skierować Blackhawks na tor podobny do tego, jaki osiągnęli Buffalo Sabres.

Trudno znaleźć jeden powód wyjaśniający, dlaczego drużyna była tak słaba, jak Blackhawks w kampanii 2024-25. Byli źli w niemal wszystkim, w czym drużyna hokejowa może być zła, poza kilkoma indywidualnymi wyjątkami. Pozytywne spojrzenie jest takie, że zostawia to dużo miejsca na rozwój. Skupmy się na ich formacji obronnej. Chicago było drużyną z dolnej piątki ligi pod względem różnicy bramek (rzeczywistej i oczekiwanej) i goli straconych (rzeczywistych i oczekiwanych). Żaden obrońca nie miał więcej niż 17 punktów w grze pięciu na pięciu. Najbardziej efektywnym z obecnej grupy defensorów był Connor Murphy, 32-letni weteran, który w przyzwoitej drużynie grałby pewnie w trzeciej parze. Seth Jones, który długo był najlepszym obrońcą Blackhawks, obecnie jest raczej zawodnikiem drugiej pary na Florydzie. I to nie jest zarzut wobec Jonesa, gdyż Panthers potrzebowali go, by ponownie zdobyć Puchar Stanleya. Bez Jonesa, w Chicago, luka między top parą defensorów, a resztą, może być jeszcze bardziej dramatyczna. Trzeba zadać sobie następujące pytania: kto z obecnych obrońców jest najbliżej tego, by zbliżyć się do top poziomu w tym sezonie oraz kto ma największe szanse, by w przyszłości stać się fundamentem wyższej klasy?

Sam Rinzel

Eksperci najbardziej cenią Sama Rinzela i typują go jako gracza zdolnego do natychmiastowego wpływu na grę. Wybrany z numerem 25 w drafcie 2022 roku, pokazał przebłysk swojego potencjału pod koniec minionego sezonu. To wszechstronny, dobrze ułożony gracz, który był najlepszym obrońcą w Konferencji Big Ten w zeszłym sezonie, a jego wiek (ledwie 21 lat) i błysk produkcji (pięć punktów w dziewięciu meczach NHL), podnoszą jego ocenę, podobnie jak fakt, że ma zdecydowaną przewagę w walce o miejsce w pierwszej jednostce do gry w przewadze. Jeśli  Rinzel rzeczywiście zagra jak prawdziwy obrońca drugiej pary w swoim pierwszym pełnym sezonie NHL, byłoby to uznane za sukces Blackhawks, a jego talent i rozwój w ciągu ostatnich dwóch sezonów sprawiają, że jest to całkiem realne.

Artyom Levshunov, numer 2 draftu 2024 roku, ma większy sufit niż Rinzel i większy niż niemal każdy prospekt w NHL. O jego talencie pisano w amerykańskich mediach. Eksperci wierzą w jego potencjał, sugerując, że z czasem może być obrońcą wysokiego kalibru z topowej pary obrońców. W kolejce są też inni prospekci: Ethan Del Mastro, który profiluje się bardziej jako gracz trzeciej pary, a Kevin Korchinski musi popracować nad swoim rozwojem po tym, jak nie zdołał utrzymać się w NHL przez drugi pełny sezon. W krótkiej perspektywie najłatwiejszym rozwiązaniem dla Chicago byłby dalszy rozwój Alexa Vlasica, który ma dopiero 24 lata, a predestynuje do bycia defensorem numer 1 drużyny. Wyniki Chicago z nim na lodzie poprawiły się po wymianie Jonesa, a indywidualne statystyki Vlasica również. Ogólnie rzecz biorąc, jego sezon po przełomie był trochę chaotyczny, w związku z czym jego projekcja na 2025-26 na tym ucierpiała, ale nikt w składzie nie jest obecnie lepiej przygotowany do wykonywania tej roli. Jedno jest pewne – jeśli za rok czy dwa będziemy prowadzić podobne rozważania, będzie to zły znak dla organizacji, gdyż Levshunov i Rinzel powinni zepchnąć Vlasica niżej w hierarchii, czy to teraz, czy wkrótce.

Spencer Knight

Linia obrony to rzecz ważna, ale pozycja bramkarza, to w przypadku drużyny z Wietrznego Miasta, rzecz najważniejsza. W związku z czym, chcąc nie chcąc, światła reflektorów muszą paść na Spencera Knighta. Pomimo całego defensywnego chaosu Blackhawks, zwłaszcza w porównaniu z systemem Florida Panthers, skąd Knight przyszedł, Spencer pokazał się z jak najlepszej strony już w swoim pierwszym meczu w Chicago. A w kolejnych 14 występach dołożył kolejne sześć jakościowych startów. Te dobre występy zaprocentowały trzyletnim przedłużeniem kontraktu, ale mimo to, Knight wciąż ma coś do udowodnienia. Nikt nie powinien oczekiwać gry na poziomie przełomowym, nie przy jego dotychczasowej historii i mając na uwadze defensywne obciążenie, które go czeka. Ale ten sezon w bramce może stać się kluczowy dla odbudowy Blackhawks, jeśli Knight pokaże, że ma predyspozycje, by rozwinąć się w prawdziwego bramkarza numer 1.

Connor Bedard

Zastanawiając się nad perspektywami drużyny w zbliżającym się sezonie warto przeanalizować mocne jej strony. Do nich na pewno należy zaliczyć kilku graczy przedniej formacji. Pierwszym z nich jest oczywiście Connor Bedard, który być może nie rozwinął się tak, jak oczekiwano w drugim swoim roku w NHL, ale nadal jest fundamentem tej drużyny i jednym z największych źródeł jej potencjału. Mimo tego, że poprzeczka w Chicago była raczej nisko ustawiona, Bedsy i tak był jednym z najbardziej produktywnych graczy minionych rozgrywek. Oprócz liderowania w drużynie w punktach (67), pokazał się z jak najlepszej strony, jeśli chodzi o rozgrywanie krążka, umiejętność wjazdu do tercji z jego kontrolą, jak i dogrywania idealnych podań do partnerów.

Frank Nazar

Bedard nie jest jedynym napastnikiem, na którego Blackhawks liczą, że zrobi krok naprzód. Drugim w kolejce jest Frank Nazar, który powinien się rozwinąć w swoim pierwszym pełnym sezonie na poziomie NHL. Statystyki Nazara z pozoru nie powalają, mając na uwadze jego 56 meczów w lidze. Ale jego wielkim atutem, przy posiadanej dynamice, były częste i kontrolowane wejścia do tercji obronnej rywali. Teraz należy oczekiwać na regularniejsze zamienianie tych wejść na sytuacje strzeleckie. Początek kariery Nazara w NHL, zainspirował organizację do podpisania z nim siedmioletniego kontraktu.

Wszyscy oczekują, że między Bedardem i Nazarem z przodu, a Rinzelem i Vlasicem z tyłu, zacznie z meczu na mecz rozwijać się chemia, która zaprocentuje zdobyczami punktowymi. Ci gracze będą z pewnością w centrum uwagi, szczególnie po stosunkowo cichym offseason. Ale młokosi będą potrzebować również wsparcia weteranów. Z pewnością do tej grupy graczy należy zaliczyć Ryana Donato. Blackhawks zdecydowali się nie wymieniać Donato w zeszłorocznym terminie wymian i zamiast tego przedłużyli z nim kontrakt na cztery lata. Jego kreacja sytuacji strzeleckich dobrze współgra z rozgrywaniem Bedarda i miała pozytywny wpływ na generowanie oczekiwanych goli przez drużynę w zeszłym sezonie. Poza Donato, większość doświadczonych zawodników była w zeszłym sezonie raczej przeciętna. Ale być może stabilizacja składu, po kilku latach pełnych rotacji, pomoże. Tyler Bertuzzi pokazał, że potrafi powalczyć pod bramką rywali i dorzucać punkty. Teuvo Teravainen i Ilya Mikheyev nie zdobywają wielu bramek, ale pomagają w defensywie. Jason Dickinson to kolejna stabilizująca siła drużyny, mimo że miniony sezon nie był dla niego najszczęśliwszy z powodu kontuzji.

Connor Bedard

Wracając do Connora Bedarda. Byłe jedynki draftu NHL ustawiły poprzeczkę wysoko i w stosunku do nich, Bedsy będzie oceniany w dającej się przewidzieć przyszłości. Niestety, w swoim drugim sezonie nie dosięgnął tej poprzeczki. Jego tempo zdobywania punktów spadło i nie był wystarczająco skuteczny w grze w pięciu na pięciu. Natomiast należy mieć świadomość, że nie ma idealnego planu rozwoju gracza. Nawet ci z najwyższym potencjałem mogą się potknąć. By wygrać loterię draftu, drużyna zazwyczaj musi osiągnąć dno. Więc taki wschodzący gwiazdor zazwyczaj nie dołącza do dobrej drużyny, która go wesprze w dalszym rozwoju. Tak też się stało w przypadku Bedarda przez ostatnie dwa lata. Teraz, po tym jak nie wykonał skoku między pierwszym a drugim sezonem, niektórzy zaczynają kwestionować jego miejsce na firmamencie gwiazd NHL. „Jego strzał jest absolutnie niezwykły i może zdobywać bramki z każdego miesjca. Ale myślę, że potrzebuje więcej pomocy niż nawet Celebrini czy Logan Cooley” – powiedział latem jeden z generalnych menedżerów pracujących w lidze. „Nie jeździ na łyżwach jak Celebrini czy Cooley, co utrudnia mu bycie tak dominującym ofensywnie.”

Teoretycznie tacy gracze jak Bertuzzi mieli pomóc Bedsy’emu zdjąć z niego presję. Ale Tyler również zrobił krok wstecz w Chicago w zeszłym roku. Jego tempo punktowania we wszystkich sytuacjach spadło poniżej średniej kariery. A w pięciu na pięciu jego wpływ na oczekiwane gole, względnie do kolegów z drużyny, był najgorszy w karierze. Zarząd nie wykonał żadnych transferów, które robiłyby różnicę. Sprowadzono raptem Andre Burakovsky’ego i ponownie zakontraktowano gracza czwartej linii, Sama Lafferty’ego. Burakovsky miał problemy przez większość pobytu w Kraken, głównie przez kontuzje. Może spadki produkcji w zeszłym sezonie wynikały z procesu powrotu do zdrowia. Czasami gracze są wystarczająco zdrowi, by grać, ale nie na tyle, by realnie wpływać na grę. Ale jest różnica między próbą powrotu do formy w środowisku takim, jak na przykład Florida, a takim jakie jest w Chicago.

Jeff Blashill

Możliwe, że nowy trener może to odwrócić. Ale Jeff Blashill też nie ma olśniewającego CV. Na jego korzyść działa fakt, że niektórzy trenerzy zawodzą w swoim pierwszym doświadczeniu w NHL, a rozkwitają za drugim razem. Skład w Detroit był dość słaby podczas jego kadencji, ale trener miał kilka sezonów, by nabrać perspektywy i nauczyć się, jak lepiej prowadzić drużynę w przyszłości. Praca z Jonem Cooperem, najdłużej pracującym trenerem w lidze, mogła nauczyć go kilku rzeczy. Jednak zrzucenie odpowiedzialności tylko na trenera, by odwrócił losy tej drużyny, nie jest dobrym podejściem. Nie w takim przypadku, gdy jej skład jest tak ograniczony. Poza Bedardem i Nazarem niewielu jest graczy, którzy potrafią rozegrać krążek z przodu. Jedynym obrońcą prognozowanym do wniesienia ofensywnej iskry jest Rinzel. Matt Grzelcyk mógłby dać niewielki ofensywny impuls, jeśli uda mu się wskoczyć do składu, ale z drugiej strony jest to defensywnie słaby obrońca, pasujący raczej do trzeciej pary. Tak więc, ta drużyna może ponownie być na dole ligi w zdobywaniu bramek w pięciu na pięciu. Bez większej jakości w power play, Blackhawks mogą nie być w stanie straszyć bramkarzy rywali. To, czego tej drużynie brakuje w ofensywie, nie jest niestety nadrabiane w defensywie. W minionej kampanii zespół tracił dużo bramek w grze pięciu na pięciu. Chociaż pod wodzą Blashilla powinna nastąpić pewna poprawa gry w defensywie, podobny sezon do tego zeszłorocznego, może dodać presji młodej grupie obrońców i rozwijającemu się duetowi bramkarzy Knight-Söderblom. To mogłoby zrujnować atmosferę i wydłużyć żmudny proces przebudowy.

Jakie mogą być scenariusze nadchodzących rozgrywek? Pobawmy się we wróżbitę Macieja. W najlepszej z jego wróżb, Blackhawks zdobywają 84 punkty w sezonie. Młodzież ruszyła od razu z kopyta, prowadzona przez Bedarda, który eksploduje zdobywając 90 punktów. Linia defensywna pokazuje prawdziwy potencjał z Levshunovem, Rinzelem i Vlasicem w rolach głównych. Do tego dochodzi świetny sezon Knighta, a Blackhawks robią duży krok w stronę powrotu do znaczenia w lidze. Natomiast w najgorszym ze scenariuszy, Jastrzębie zdobywają w sezonie tylko 59 punktów. Bedard ma kolejny dobry, ale nie elitarny sezon ofensywny, hamowany przez chwiejność defensywy, co rodzi wątpliwości co do jego ostatecznego sufitu. Nikt poza nim nie wychodzi przed szereg i przebudowa drużyny grzęźnie bez końca.

Hmm, oba scenariusze są w miarę realne, a jaki będzie tego finał – zobaczymy. Jednak mimo wszystko pewne jest jedno – sukces Blackhawks nie będzie ponownie mierzony zdobytymi punktami. Ale nawet jeśli punkty ostatecznie nie mają znaczenia, presja w Chicago rośnie. Ta drużyna musi zrobić krok naprzód i zacząć pokazywać, do czego prowadzi ten długi proces.

Poprzedni wpis
Porażka Blackhawks w wyjazdowym meczu przedsezonowym z Red Wings
Następny wpis
St. Louis Blues vs Chicago Blackhawks – zapowiedź meczu przedsezonowego