Montreal Canadiens, powoli wychodzący z etapu własnej przebudowy, na osiem meczów przed końcem sezonu regularnego, niespodziewanie awansowali na miejsce dające im wejście do fazy play-off. Czy w przyszłej kampanii Blackhawks mogą podążyć ich drogą? Oczywiście to bardzo możliwe. W rzeczywistości jest to prawdopodobnie najbardziej realistyczny scenariusz dla Jastrzębi, starających się przejść od etapu drużyny przebudowującej do etapu drużyny wznoszącej.

MONTREAL CANADIENS
Jeszcze 15 grudnia obydwa zespoły nie były daleko od siebie w hierarchii NHL. Canadiens, którzy nie zakończyli sezonu ze zwycięskim bilansem, od rozgrywek 2018-19 (nie licząc niespodziewanego finału Pucharu Stanleya w 2021 roku) i zajmowali miejsce w dolnej piątce ligi w ostatnich trzech sezonach, mieli wówczas bilans 11-16-3. Współczynnik bramek Canadiens wynoszący 40,5% podczas gry pięciu na pięciu dawał im 31 miejsce w lidze, a współczynnik oczekiwanych bramek wynoszący 44,4% plasował ich na 30 miejscu ligowych statystyk. Porównując to do dokonań Blackhawks – byli poniżej w obu kategoriach. Ich obrona była dziurawa jak sito, zwłaszcza na początku sezonu. Ostatnie cztery miesiące przyniosły jednak zaskakujący zwrot w Montrealu. Od 15 grudnia drużyna trenera Martina St. Louisa zanotowała bilans 24-14-6. Był to 11-ty najlepszy wynik w lidze w tym okresie – ze współczynnikiem 49,2% bramek i 49,1% oczekiwanych bramek. Dzięki dzisiejszej wygranej z Bruins 4:1, Canadiens utrzymali dwupunktową przewagę nad Rangers i czteropunktową nad Blue Jackets w walce o ostatnie miejsce kwalifikujące do fazy play-off Konferencji Wschodniej. W swoim przedostatnim meczu fazy zasadniczej, 14 kwietnia, zmierzą się z Blackhawks.
W drużynie prym wiedzie młodość. Czterech najlepszych strzelców ma 25 lat lub mniej. Gwiazdy Nick Suzuki i Cole Caufield wchodzą w swój prime time, Juraj Slafkovsky, jedynka draftu z 2022 roku jest solidnym ich wsparciem, a nowicjusz Lane Hutson, współfaworyt do wygrania trofeum Caldera, ma za sobą jeden z najbardziej płodnych sezonów w wykonaniu debiutującego obrońcy w najnowszej historii ligi. Mimo to ich skład wciąż nie jest tak młody jak obecny zespół Chicago, w którym występuje 17 graczy w wieku 25 lat lub młodszych. Nie wszyscy z nich wejdą do pierwszego składu w przyszłym sezonie, zwłaszcza jeśli generalnemu menadżerowi Hawks Kyle’owi Davidsonowi uda się sprowadzić tego lata kilku wysokiej klasy graczy, ale wielu z nich to zrobi.

CHICAGO BLACKHAWKS
Można oczywiście uruchomić swoją wyobraźnię i pomarzyć o tym, że ta bardzo młoda grupa graczy Hawks rozwinie się dynamicznie i wspólnie nauczy się wygrywać na tyle szybko, aby walczyć w play-offach już wiosną 2026 roku. Już się rozwijają i oczekuje się dużych postępów w ciągu następnego roku kalendarzowego, ale będą zaczynać odbijać się od dna, jeśli chodzi o naukę wygrywania. Istnieje jeden znaczący klucz do tego, aby Hawks mogli cieszyć się sezonem w stylu Canadiens – Artyom Levshunov lub Sam Rinzel muszą eksplodować ze swoim indywidualnym sezonem na miarę Hutsona. Ich style gry różnią się od stylu filigranowego obrońcy Habs, ale jeśli któryś z tych młodych obrońców okaże się tak dobry jak Hutson – co będzie trudnym zadaniem – sytuacja Jastrzębi powinna szybko się zmieniać. Trener Martin St. Louis wykonał świetną robotę, przekształcając Canadiens w spójną grupę zawodników o wyraźnej tożsamości. Z kolei gracze Hawks takiej wyraźnej tożsamości w tym sezonie nie posiadali. To będzie główny priorytet dla nowego trenera, którego generalny menadżer Davidson zatrudni tego lata.
Nawet jeśli Jastrzębiom uda się spełnić oba te założenia, to wydaje się, że szanse na awans do play-offów będą niewielkie. Tego typu odrodzenia jak w przypadku Canadiens są rzadkością, a do tego dochodzi fakt, że Konferencja Zachodnia jest obecnie trudniejsza niż Wschodnia. Bardziej prawdopodobne jest to, że w sezonie 2025-26 Hawks będą podążali ścieżką sezonu 2024-25 Anaheim Ducks. Kaczory również w swoim składzie mają utalentowanych młodych hokeistów. Ośmiu z ich 12 najlepszych strzelców oraz bramkarz mają 24 lata lub mniej i mimo to, że stopniowo się rozwijają, to wciąż brakuje im 14 punktów do uzyskania dzikiej karty. Jeśli jednak wszystko ułożyłoby się tak, jak w przypadku Canadiens, atmosfera w United Center w końcówce przyszłego sezonu byłaby niemal tak elektryczna, jak ostatnio w Bell Centre. Warto to sobie wyobrazić i żyć nadzieją do początku przyszłej kampanii. Pomarzyć zawsze można 😊